Komentarze: 0
Jest jeden człowiek ale w tym jednym człowieku, w jego wnetrzu kryje sie kilka innych osbo, całkiem innych od siebie, ktore twarza wlasnie tego czlowieka-postac. Dwie postacie mieszkaja w sercu- ta delikatna, krucha, ktora kocha, cierpi, dba... i ta silna, walczaca, dazaca do milosci po trupach.... Dwie mieszkaja w mozgu... jedna- posluguje sie rozumem, a druga chociaz rozum slyszy, nioe slucha go. Albo inaczej... Slucha tego rozumu ktory kaze czynic zlo. Dwie postacie mieszkaja w zylach i one dziela sie na zla i dobra. Ta zla jest kierowana implusem...Nie slucha tych dwoch, ktore mieszcza sie w mozgu. Chociaz wydawala bo sie ze przyjazni sie z ta druga z mozgu ale tak nie jest. Ta dobra jest opanowana...
Uwazam ze milosc to najpiekniejsze i delikatniejsze uczucie o jakie trzeba dbac, szanowac je... budowac, walczyc. ale jesli kpi sie z tego slowa, nie bierze sie go na powaznie... to mislosc potrafi byc silnym bolem... z ktorym trudno jest wygrac. I tylko walka dwuch osob potrafi ujazmic milosc... jedna to za malo... Dwie osoby musza dbac, opiekowac sie milosacia, tworzyc fundamenty, tj. zaufanie, szacunek, wiernosc, nadzieje. Jesli robi to jedna a druga stoi na budowie jak zul i czeka az inni parcownicy dokoncza budowe domu.... to milosc sie sypie... Bo zul mial dodac do cementu piasku... a reszta miala rozmieszac, a jak zaponi dodac do cementu piasku, to cegly nie beda sie trzymac i mur runie... Mur zaczyna sie sypac... bo w penwym momencie murarz przestal dodawac zaprawy... i zostanie tylko to co bylo na poczatku dopieszczane... czyli ruina... z calego domu...
wspomnienia, rana w sercu, bol....
Wczoraj bardzo sie poklocilismy... Mielismy sie ladnie pozegnac bo przeciez dzisiaj wyjkezdzam na studja a on znalazl lepsze zajecie... A wystraczyl sms ze sie spozni, ze pomaga sprzatac.... nic... Nie zrobil tego... Kolejny raz mnie zawiodl... Wczoraj padly obustronnie mocne slowa... Dziwne... Ostatnio tylko one padaja... Nie zabral do domu... Nie odjechal dalej... Zatrzymalismy sie przed blokiem i ja zaczelam wywlekac swoj monolog... A uslyszalam tylko tyle, ze nie jestem wyrozumiala... Ja? Ja nie wyrozumiala? Gdyby tak bylo, to juz od dawna nie mial by mnie... Ale ja trwam przy nim... Wierze w NIEGO, w SIEBIE, w NAS... I wierze ciagle naiwnie w jego slowa... I tylko lzy splywaja po policzku bo jest to wiara naiwna... Ale szcera i silna... Po moim monologu, jego bolesnych slowach odwiozl pod dom... Nie wiedzialam czy czekac na pocalunek na pozegnanie (bo przeciez rozstajemy sie na 10dni) czy wysiasc bez... Pochylil sie... Nastawilam policzek... Pocalunkami dotarl do ust... Calowal delikatnie... Tak jak lubie... Jak uwielbiam... Jak kocham... I powiedzial..."Kocham Cie"... Pierwszy raz wczoraj nie powiedzial tego do Niego... Polecialy kolejne lzy.... Kolejny pocaluek... Gdy wysiadalam powiedzia "Zadzwonie..." "Pusc sygnala jak bedziesz na miejscu"... Nie puszcze... Poczekam na jego reakcje...
Znowu jest nie tak... Wiedzialam, ze to kolejne puste slowa... Takie same jak tamte...Jednak tym razem gdy je slyszalam nie czulam sie szczesliwa... Nie uwierzylam w nie... dochodzily do mnie jak kolejne opowiadanie o czyms... Taki zwyklu monolog... "Kocham Cie i nigdy nie zostawie." Mowil to na poczatku i zostawil...
A jednak... Impreza byla udana... Specjalnie dla mnie puscil NASZA piosenke... To byl pierwszy taniec jaki zatanczylismy tego wieczora razem..."All out of love"... Milo bylo wtulic sie w Niego... Poczuc sie chociaz przez chwile jak wtedy...:(
Przed wczoraj (poniedzialek):
Leżeliśmy na lozku u niego:
ON:(z nienacka) Dlaczego nosisz te kolczyki?
Ja:(zaskoczona) Bo je lubie.
ON: Skad je masz?
Ja: Kupilam sobie juz dawno.
ON: Ta... Sama sobie kupilas...?
Ja: No tak... Dwa miesiace temu... Mówilam Ci...
Tak jakby przemawiala przez Niego nutka zazdrosci... To mile...
W sylwestra bawilismy sie razem wspaniale. To bylo pierwszy rak, kiedy sie wogole gdzies razem tak swietnie bawilismy... Przez dwa lata to albo siedzielismy, albo sie klocilism... Tym razem bylo inaczej. Tysiace przetanczonych wspolnie piosenek... I te slowa gdy plakalam...
"Bardzo mocno Cie kocham.... Nie wiesz co bylo by gdybys pierwsza sie nie odezwala, tylko ja to wiem... Teraz bedzie dobrze.."
Nie wiem dlaczego, ale nie wierze w te slowa... Kiedys juz je slyszalam i zawiodlam sie na nich.... Juz nigdy nie bedzie miedzy Nami tak jak bylo... Juz nigdy nie bedziemy szczesliwi... Bo ja mam ciagle zal w serduszku... Bo ja przestalam mu ufac a On mimo, ze wie o tym, nie robi nic by dowiesc, ze kocha mnie ciagle tak samo...
Z 31 grudnia 2006 roku na 1 stycznia 2007 bylo tak jak dawniej..."Jakby to co zle nigdy nie istnialo"...
30 grudnia pojechalismy wieczorem do Elblaga na zakupy... R. kupil mi taka sliczna foczke:)